Wędrowałem. Kto tego nie lubi? Samodzielne eksplorowanie nowych terenów, przygody, nowe, piękne widoki... Tylko czasem nie ma do kogo gęby otworzyć... A wiewiórki moich wywodów raczej słuchać nie chcą... Hehe.
Tego dnia postanowiłem, że trochę polatam. Pozwoliłem więc podmuchom wiatru zanieść mnie gdziekolwiek. Po prostu szybowałem, ciesząc się delikatnym wietrzykiem dmuchającym mi w twarz i kręcącym się pod skrzydłami, ciesząc się miękkimi chmurkami, które leniwie płynęły w sobie tylko znanym kierunku, cieszyłem się słońcem, które przyjemnie grzało moje plecy.
Później wylądowałem. Zmusił mnie do tego mój wiecznie głodny żołądek. Ale nie jadłem od kilku dni, więc uznałem, że czas na małe polowanie. Ruszyłem więc w losową stronę.
Po pewnym czasie złapałem trop łani... A przy okazji poczułem też inne wilki. Miło w końcu kogoś spotkać.
Zobaczyłem ją, gdy pasła się na polanie, jeszcze niczego nie przeczuwając. Spiąłem się i wyskoczyłem, biegnąc na nią. Z drugiej strony to samo zrobił inny wilk. Łania się zdezorientowała i dzięki temu szybko, praktycznie równocześnie ją dopadliśmy i pozwoliliśmy jej odejść w zaświaty, by napełnić nasze brzuchy.
Wilczyca obserwowała mnie z nieufnością. Ja jej za to posłałem uśmiech, siedząc na ciałem całkowicie na luzie.
- Hej, to moja zdobycz... Ale się podzielę, nie martw się.
Zlustrowała mnie jeszcze raz.
- Akurat! Pierwsza ją chwyciłam.
- Praktycznie rzecz ujmując, chwyciliśmy równocześnie. - pochyliłem się nieco. - To jak... - na kilka sekund zamilkłem. Nie znałem jej imienia. - nadobna panno, wolisz kark czy udko? - uśmiechnąłem się jeszcze raz.
<Wilczyco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz